
Gdyby nasi sportowi działacze od czasu do czasu podobnie jak ich podopieczni poczuli żyłkę rywalizacji i postanowili stanąć w szranki, by sprawdzić kto okaże się najlepszy, najbardziej obleganą konkurencją mogłaby okazać się kategoria: "pomysłowość". Tu zmagania byłyby pasjonujące i pełne zwrotów akcji niczym fabuła McGivera. Z przykrością muszę jednak zauważyć, że choćby nie wiem jak mocno się starali, od lat mamy tutaj niekwestionowanego lidera, który pozostawia daleko z tyłu całą resztę peletonu.
Co zrobić, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli, kryzys gospodarczy zagląda do kieszeni i odsłania skrywany przed światłem dziennym brak rozsądku przy ustalaniu wysokości kontraktów dla zawodników? Działacze znaleźli genialne rozwiązanie.
Nie, nie będą niezgodnie z prawem obcinać zawartych już umów. Nie, nie zniżą się też do tego, by je renegocjować. Zacisną teraz zęby, przecierpią najgorsze, ale za to w przyszłym roku... tańce, hulanki, swawola!
Zawieszamy transfery! To powinno uspokoić rynek - tłumaczą szefowie polskich klubów, a kibice z niedowierzaniem przecierają oczy. Aż się prosi o przyznanie nagrody specjalnej. Medal za "wielomilowy i bezprecedensowy krok w tył" wręczany na uroczystej gali Sportowa Głupota Roku 2009.
W czym tak przeszkadzają naszym rodzimym żużlowym dobroczyńcom transferowe gorączki? Odpowiedź jest tak prosta, że aż bije po oczach. To przecież tyle zachodu... Bo raz, że trzeba podlizać się kibicom, a więc kupić gwiazdkę, którą fani "kupią " bez mrugnięcia okiem i uznają za swoją po wsze czasy (czyli do momentu kolejnego transferu), a to niełatwe. Dwa: gwiazdce trzeba zapłacić i to słono, a na każdym kroku czyhają podstępni koledzy po fachu, którzy stale wyczekują na fałszywy ruch. O pół miliona za mało dla Pedersena czy innego Andersena i już koniec marzeń o ligowych punktach. I do tego jeszcze ta nieznośna krytyka mediów. A przecież my jesteśmy tacy biedni, a to żużlowcy są źli, paskudni i w ogóle "be" i "fe", bo jak oni tak bezczelnie mogą żądać od nas, bezbronnych i ubezwłasnowolnionych, kosmicznych kwot. To co nieboraki mamy robić? Płacimy.
Pominę wymownym milczeniem kolejny fantastyczny pomysł, by zawiesić ligę juniorów. Na to nawet szkoda strzępić pióra, czy też - w tym przypadku - eksploatować klawiaturę.
Na koniec jeszcze subiektywna lista dokonań żużlowych bossów:
1) (mój ulubiony) zakaz przebywania fotoreporterów na płycie wewnątrz toru, bo "oślepiają żużlowców", choć oni sami twierdzą inaczej (cóż za przejaw matczynej troski)
2) joker - czyli jak zepsuć dramaturgię spotkania bezsensownymi uregulowaniami w przepisach, które słabszej drużynie przyznają punkty za to, że jest słabsza
3) Huston, mamy problem - czyli kochani żużlowcy daliśmy Wam za dużo pieniędzy, teraz nam je oddajcie - afera kontraktowa
Jest coś, za co możemy cenić naszych działaczy speedwaya. Swą wyobraźnią mogliby obdzielić niejednego scenarzystę "M jak miłość", "Klanu" czy "Na wspólnej" i pewnie w końcu coś u Mostowiaków czy Lubiczów zaczęłoby się dziać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz